Znak słowny czy słowno-graficzny? Jak trafnie wybrać?

Znak słowny czy słowno-graficzny? Jak trafnie wybrać?

Które rozwiązanie i w jakich okolicznościach dobrze się sprawdzi?

Przygotowując się do zastrzeżenia znaku towarowego w większości przypadków klienci myślą o zastrzeżeniu nazwy wraz z logotypem, czyli znakiem graficznym. Takie rozwiązanie jest dość praktyczne, ponieważ jest przysłowiowym „Head&Shoulders”, czyli tak zwanym 3 w 1.

Ochronie podlegają wtedy:

  • słowa zawarte w znaku

  • elementy graficzne znaku

  • szata graficzną jako całość, czyli wzajemne umieszczenie elementów graficznych i słownych względem siebie.

Rozwiązanie takie, jak mawiają Rosjanie to „dioszewo i sierdito”, to znaczy „tanio i wesoło”.
Co to oznacza?

Jeżeli chcemy chronić nazwę własnego biznesu czy produktu, to najszerszą ochronę daję nam zastrzeżenie znaku słownego , np.

KOMPUTRONIK, VOX,  BALMA, BIOFARM, JAI KUDO,
PZZ HERBAPOL, TEQUILARNIA, BARENBRUG etc.

Jeżeli uda się nam zarejestrować taki znak słowny , to bez względu na czcionkę, kolor, grafikę z jaką będzie funkcjonowała nasza marka – cały czas mamy prawo umieszczać przy niej znak ® .
W przypadku ewentualnego sporu nie musimy martwić się o dowody używania znaku – jeżeli stosujemy jako markę dokładnie ten element słowny jesteśmy w 100% chronieni .

Analogiczna sytuacja ma miejsce w przypadku znaków graficznych – tu również, jeżeli zarejestrujemy wyłącznie grafikę (bez elementów słownych), np.

Jeśli z „naszą” grafiką, inna firma użyje swojej nazwy – np. „sexics” (grafika pepsi z Tajlandii) –
znak jest chroniony i wyegzekwowanie jego naruszenia jest możliwe.

Natomiast w przypadku znaków słowno-graficznych /nazwa + logo/ w grę wchodzi kilka ograniczeń, które mogą skomplikować sytuację właściciela znaku towarowego:

#1

Jak wiadomo z biegiem lat zmieniają się trendy, a wraz a nimi może zmienić się logotyp naszej firmy i przestajemy stosować zarejestrowany wcześniej znak . Narażamy się wówczas na możliwość „wygaszenia” zarejestrowanego znaku. Wtedy, jeśli inna firma zacznie używać grafiki znaku, podobnej do naszej, zarejestrowanej, „sprytny naruszyciel” z pomocą rzecznika patentowego, zgłębiją temat i jeśli znak nie był używany w postaci zarejestrowanej przez 5 lat od jego rejestracji, będą mogli doprowadzić do jego „wygaszenia”! Co gorsza, to uprawniony do znaku, będzie musiał w sporze przed Urzędem Patentowym RP przedłożyć dowody na używanie własnego znaku!!!
Jeśli to się nie uda, znak może zostać unieważniony .

#2

Może mieć miejsce również sytuacja, w której właściciel znaku towarowego napotyka na znak posiadający identyczny element słowny lecz inną grafikę. Wtedy właściciel musi udowodnić przed Urzędem Patentowym RP (który przecież wcześniej zarejestrował znak) lub sądem wyłączność praw do znaku.

Jakie więc są argumenty za zgłaszaniem znaków słowno-graficznych?

Pierwszy, najprostszy i najbardziej pragmatyczny.
Nie warto wykładać pieniędzy na zgłaszanie 2 lub 3 znaków /słowny + graficzny + słowno-graficzny/.

Drugi, perspektywiczny.
To kwestia zasięgu znaku towarowego. Tu się na chwilę zatrzymajmy.

Wychodząc poza granice Polski trzeba wziąć pod uwagę konieczność zachowania charakteru odróżniającego znaku. Tu prym będzie miała grafika, ponieważ ustawodawstwo wielu krajów wymaga przetłumaczenia nazwy/elementu słownego na język rodzimy danego państwa /zasada ta działa prawie zawsze w odniesieniu do rynku farmaceutycznego, aczkolwiek nie tylko/.

Wtedy jeżeli myślimy o krajach posługującymi się alfabetem łacińskim, to problem nie istnieje – nawet jeżeli nasza nazwa jest niezrozumiała czy wręcz dziwna w języku danego kraju, nie ma żadnych przeszkód, aby ją tam zarejestrować i używać. Znacznie trudniej będzie, gdy planujemy wejście na rynki cyryliczne, a jeszcze ciekawiej, gdy wybierzemy te z alfabetem arabskim.

Właśnie dla tych krajów sprawdzą się znaki słowno-graficzne.
Poniżej, przykłady znaków tajlandzkich, które każdy przeciętny klient będzie w stanie poprawnie odczytać:
fanta, palmolive, sprite. Czyż nie?

Możliwe, choć niełatwe, jest zachowanie specyficznego kroju czcionki:
jak na przykład pierwszej, charakterystycznej litery w nazwie „coca-cola” w języku arabskim.

Wprawne oko jest w stanie odróżnić również:

  • znak „stop” w różnych krajach: Tajlandia i Chiny:

  • z nak „mobil 1” w Maroku:

Spójrzmy jeszcze raz na kwestię znaków słownych, graficznych i słowno-graficznych.
Tym razem z perspektywy firmy Lidl.

Chodzi o znak „lidar” /w języku polskim – „lider”/, z którego skorzystał pewien białoruski przedsiębiorca.
Czy w ogóle można pomylić dwa słowa: „lidar” i „lidl”? Raczej nie. Gdy jeszcze spojrzymy na grafikę znaku „lidar”, nie mamy żadnych wątpliwości – jest to grafika „żywcem zdarta” z grafiki „Lidl”.


W tej sytuacji Lidl ma trzy możliwości:

  • jeżeli Lidl zastrzegł jedynie znak słowny „lidl”, ma problem – elementy słowne w obu przypadkach są różne,

  • jeżeli Lidl zastrzegł znak graficzny – nie ma problemu, naruszenie będzie mogło zostać wyegzekwowane
    i nie będzie problemu z udowodnieniem naruszenia,

  • jeżeli Lidl zastrzegł znak słowno-graficzny będzie w stanie wyegzekwować naruszenie, jednak nie będzie to walka łatwa /konieczna będzie analiza semantyczna elementu słownego/.
    Biorąc pod uwagę, iż na Białorusi takie sprawy rozpatruje nie Narodowy Instytut ds. Własności Intelektualnej (NCIS), a Sąd Najwyższy Białorusi, to koszty zastrzeżenia 3 różnych znaków /słowny, graficzny, słowno-graficzny/ byłyby niczym, w porównaniu z wydatkami poniesionymi w tym postępowaniu.

Podsumowując: lepiej dobrze wszystko przemyśleć na starcie, niż później naprawiać szkody.
Warto być o krok do przodu, by nie znaleźć się w sytuacji, w której znalazło się wiele polskich firm z lat 90-tych: kiedy to rozkręciły one super biznes na terytorium Polski, ale po 8-10 latach od tego momentu, kiedy chciały wyjść na rynek unijny lub poza, okazało się, iż sprytni „przedsiębiorcy” z tych krajów już zgłosili takie same lub podobne znaki /słowne, czy graficzne/. Wtedy wejście z własnym znakiem na nowe rynki będzie wiązać się z ogromnymi kosztami /wykup znaku, unieważnienie znaku etc./, co niekiedy wiąże się z koniecznością zmiany marki na określonych terytoriach.

Nie decydujcie się więc Państwo na wersję rejestracji znaku: “tanio i wesoło”,
oznacza to bowiem nieprzewidziane i niemiłe konsekwencje.