Zarząd sukcesyjny to śmiertelna pułapka dla rodzin przedsiębiorców

Dziś przypominamy wywiad z mec. Marcinem Radomskim na temat ryzyk zwiazanych z zarządem sukcesyjnym

Zawierzenie przepisom dotyczącym zarządu sukcesyjnego, to jak chodzenie po zamarzniętym stawie. Niby jest mróz, lód trzyma, a jednak ciągle ktoś tonie – ostrzega mecenas Marcin Radomski z Kancelarii Radców Prawnych Euro-Lex Radomski i Wspólnicy sp. j. z Torunia.

Spotykamy się po czterech latach. Podobno w tym czasie dużo się zmieniło w dziedziczeniu przedsiębiorstw jednoosobowych.

Tak, w listopadzie 2018 r. weszła w życie długo oczekiwana ustawa o zarządzie sukcesyjnym. To coś nowego od czasu naszej ostatniej rozmowy. Wszyscy oczekiwaliśmy, że zarząd sukcesyjny będzie to przemyślane rozwiązanie - ratunek dla jednoosobowych biznesów w Polsce - które pozwoli przetrwać firmie mimo śmierci właściciela przedsiębiorstwa. Wcześniej było tak, że gdy właściciel firmy umierał, to razem z nim umierał NIP i było po biznesie - księgi rachunkowe zamknięte, pracownicy na bruku, kredyty do spłaty, leasingi wygasają, dotacje unijne do zwrotu.

Mam rozumieć, że ta ustawa o zarządzie sukcesyjnym daje bezpieczeństwo jednoosobowym przedsiębiorstwom?

Niby ma pomagać. Miała być wyciągnięciem ręki do rodzin, do spadkobierców właściciela firmy, by w sytuacji, gdy umiera przedsiębiorca, firma mogła nadal trwać bez ustalonego dokładnie właściciela i przez dwa lata nadal działać na NIP-ie zmarłego przedsiębiorcy. Przez ten czas przedsiębiorstwem w spadku miał zarządzać zarządca sukcesyjny i mówiąc potocznie, podatki miał płacić NIP zmarłego przedsiębiorcy.

Dzięki temu rodzina miała dostać czas, żeby się otrząsnąć, przemyśleć, zorganizować i w ciągu tych dwóch lat przejąć firmę po zmarłym właścicielu.

Brzmi dobrze...

Niestety ta pomocna ręka wyciągnięta przez państwo polskie do przedsiębiorców tak naprawdę między palcami trzyma... żyletkę. W środowisku jednoosobowych przedsiębiorców powstało złudzenie, że ta ustawa załatwia wszystko, że jeżeli przedsiębiorca umrze, to rodzina bez problemu bezpiecznie przejmie firmę, będzie kontynuować działalność, mając dwa lata na załatwienie wszystkich formalności.

A tak nie jest?

To są pozory. Zarząd sukcesyjny to koło ratunkowe, które może uratować spadkobierców przedsiębiorcy, ale wcale nie musi. To jak chodzenie po zamarzniętym stawie. Niby, jest mróz, lód trzyma a jednak ciągle ktoś tonie.

Takie pozorowane koło ratunkowe?

Tak. Ci przedsiębiorcy, którzy bezwarunkowo zaufali ustawie docierają do mnie z prośbą o ratunek. Ustawa spowodowała wiele nieszczęść, niebezpiecznie usypiając czujność przedsiębiorców, którzy zakładali, że państwo opiekuńcze o wszystkim pomyślało, a tak nie jest. Niby wyręcza przedsiębiorców od planowania wielu spraw, po czym robi to w taki sposób, żeby szybko wykończyć nieświadomych zagrożeń spadkobierców. Ustawa jest pokrętnie skonstruowana. Mówiąc językiem informatyków interface ustawy jest nieintuicyjny. Przepisy są sprzeczne z logiką i potrzebami przedsiębiorców, a od popełnionych błędów nie ma już odwrotu.

Jakie są największe problemy związane z zarządem sukcesyjnym?

Na dziś najpowszechniejszy problem, to przypadkowe, niezamierzone zakończenie bytu przedsiębiorstwa w spadku. Koniec możliwości działania pod dotychczasowym NIP-em. Zarząd sukcesyjny może trwać do dwóch lat. Ale..! Pod warunkiem, że spadkobierca przyjmie spadek w ciągu dwóch miesięcy od śmierci przedsiębiorcy. Ale…! W sytuacji gdy jest to jeden spadkobierca lub gdy całe przedsiębiorstwo zostało zapisane jednej osobie zarząd sukcesyjny trwa najwyżej przez dwa miesiące, a nie dwa lata. Zarząd wygasa i znika przedsiębiorstwo w spadku. Zapasy magazynowe z tą chwilą wyprzedaje spadkobierca, a nie przedsiębiorstwo w spadku, ze wszystkimi negatywnymi skutkami np. dla kosztów uzyskania przychodu.

W tej chwili ratuję spadkobiercę, który utracił zarząd sukcesyjny i o tym przez wiele miesięcy nie wiedział. Ani prawnik doradzający, ani notariusz sporządzający przyjęcie spadku nie zdawali sobie sprawy co czynią. Nikt nie ostrzegł rodziny o tym co jej grozi. Mając świadomość i wiedzę można było jeszcze uratować zarząd sukcesyjny, a tak jest nerwowo i niebezpiecznie.

Proszę jeszcze wyjaśnić, jaki jest związek zarządu sukcesyjnego z przedsiębiorstwem w spadku?

Ustawa o zarządzie sukcesyjnym powołuje do życia, z chwilą śmierci przedsiębiorcy wpisanego do CEIDG, swego rodzaju podmiot: „przedsiębiorstwo w spadku”. W uproszczeniu ten nowy niby-podmiot to biznesowy majątek zmarłego przedsiębiorcy działający pod dotychczasowym NIP-em, czekający na nowego właściciela. Ustawa daje poczucie, że mamy do czynienia z faktycznym podmiotem, którym mogą zarządzać różne osoby. Niestety okazuje się, że w rozumieniu prawa cywilnego „przedsiębiorstwo w spadku” nie jest podmiotem, a jedynie zbiorem składników. W rozumieniu przepisów podatkowych „przedsiębiorstwo w spadku” jednak podmiotem jest. Ogromna część ustawy reguluje to, jak powołać zarządcę i jak zarządzać „przedsiębiorstwem w spadku”. Trudno doszukać się w tej ustawie przepisu, który jednoznacznie definiowałby koniec bytu „przedsiębiorstwa w spadku”. Spadkobiercy i prawnicy doradzający „z doskoku” intuicyjnie zakładają jednak, że zarządzanie tym przedsiębiorstwem przechodzi kolejne metamorfozy, aż w ciągu dwóch lat dojdzie do jego „przejęcia” przez nowego właściciela pod nowy NIP. Logika podpowiada, że tak powinno być, szczególnie, że często największa korzyść z ustawy o zarządzie sukcesyjnym to kontynuacja działalności pod starym NIP-em, zachowanie kasy fiskalnej, kontynuacja podatkowa i koncesyjna. W ustawie o zarządzie sukcesyjnym, możemy tylko doszukać się regulacji określającej, kiedy definitywnie wygasa zarząd sukcesyjny. Warto podkreślić, że potrafi wygasać w sytuacjach sprzecznych z intuicją, oczekiwaniem i przypuszczeniami spadkobierców.

Mecenasie, proszę powiedzieć, jak dobrze przygotować zarząd sukcesyjny?

Najlepiej w ogóle nie mieć takiej potrzeby. Mówiąc żartem, można powiedzieć, że ze wszystkich zarządów sukcesyjnych najlepsza jest zmiana działalności w spółkę prawa handlowego (nie cywilną). To może być spółka jawna, spółka z o. o. i spółka komandytowa, a czasem spółka akcyjna. Dzięki takiej decyzji, po śmierci przedsiębiorcy, żaden termin nie goni spadkobierców. Spółka działa i czeka, aż pojawi się, w dowolnym terminie nowy wspólnik. NIP nigdy nie „wygaśnie”. Cały czas będzie można kontynuować działalność na dotychczasowym NIP-ie spółki, choć z nowymi osobami. Warto przypomnieć, że niekontrolowane i niespodziewane wygaśnięcie zarządu sukcesyjnego stanowi ogromne zagrożenie dla spadkobierców przedsiębiorstwa w spadku. Trzeba pamiętać, że zarząd sukcesyjny z założenia jest instytucją tymczasową.

To pańska rada dla przedsiębiorców?

Jeszcze raz powtórzę, że jedynym trwałym, stabilnym i przewidywalnym rozwiązaniem jest stworzenie spółki za życia przedsiębiorcy. Nie ma innej rozsądnej drogi. Spółki są najlepsze, a my jako kancelaria prawnicza właśnie specjalizujemy się w przekształceniach w spółki.

A która spółka jest najlepsza?

Spółkę dopasowujemy indywidualnie, zwracając uwagę na to, jaka w spółce będzie rachunkowość, podatki, ZUS, odpowiedzialność za długi i oczywiście „odporność na śmierć”. Z achęcamy, by przekształcać biznes przedsiębiorcy w taką spółkę, która będzie łatwo sprzedawalna. Znacznie to uprości wszelkie procedury zmiany właściciela w przyszłości.

Co zatem powstrzymuje przedsiębiorców przed takimi działaniami sukcesyjnymi?

Emocje, lęk właścicieli przed zmianą, przed podzieleniem się własnością, a przede wszystkim władzą. Ważną blokadą są też niekompetentni członkowie rodziny, lub tacy, którzy po prostu nie chcą prowadzić biznesu. Bardzo duża część firm w Polsce będzie miała kłopot z przekazaniem biznesu w ręce drugiego pokolenia. W naszym kraju mniej niż 10 proc. dzieci ze środowisk biznesowych chcę przejąć firmę po rodzicach. 90 proc. tego nie chce. P odobno rząd pracuje nad ustawą o fundacji rodzinnej, która mogłaby wiele takich dylematów rozwiązać. Poczekamy, zobaczymy. O dziwo, często silny opór stawiają też księgowi, którzy obawiają się nieznanego i nadmiaru dodatkowej, darmowej pracy.

Takie zwlekanie jest jednak ryzykowne. Praktycznie każdy przedsiębiorca powinien mieć plan spadkowy.  Albo przemyślany plan przekazania biznesu w ręce rodziny, albo tylko plan awaryjny na wypadek nagłej śmierci. Dla przedsiębiorców, którzy chcą i mają komu przekazać biznes tworzymy konstytucje rodzinne, tj. plany etapowego włączania następców w biznes. Jeszcze bardziej potrzebują konstytucji te rodziny, w których tylko część dzieci przejmie biznes. W takim wypadku pomagamy uporać się z problem majątkowego i emocjonalnego pokrzywdzenia dzieci niebiznesowych. Najwięcej niebezpieczeństw czyha jednak na przedsiębiorców, ich spadkobierców, którzy zawierzyli swój los ustawie o zarządzie sukcesyjnym.

Czy takie zmiany niosą ze sobą jakieś ryzyko?

Przyjmując, że za sukcesję rodzinną cały czas będziemy uważać zmianę jednoosobowej działalności w spółkę, to w takim przypadku działając po amatorsku błąd można popełnić dosłownie na każdym kroku np. nie mając świadomości, że najczęściej traci się wszelkie dobrowolne ubezpieczenia. Trzeba zwracać dofinansowania. Lista zagrożeń jest bardzo długa. My oczywiście wszystkiego pilnujemy.

Dobrze, ale słyszałem, że przedsiębiorcy, którzy mają spółki z o.o. spółki komandytowe będą w ogromnych tarapatach podatkowych?

Tak, to prawda. Od 1 maja 2021 r. w spółkach z o.o. komandytowych rozpocznie obowiązywać tzw. podwójne opodatkowanie zysku. W różnych wariantach podatek wspólnika może podskoczyć z 19 proc. podatku linowego do nawet 34 proc. Jednak nasi klienci, ci których przekształcaliśmy z jednoosobowych działalności w spółki z o.o. spółki komandytowe przejdą łagodnie tę zmianę. Od początku tak przeprowadzaliśmy proces i to za zgodą organów skarbowych, aby w przypadku wprowadzenia CIT do spółek komandytowych utrzymać efekt pojedynczego opodatkowania dla dużej części dochodów. Zatem klienci, których my przekształcaliśmy mają się całkiem dobrze.

Według Pana spółka jest najlepszym narzędziem sukcesyjnym, ale przecież, jeżeli będzie źle opracowana to stanie się pułapką prowadzącą do likwidacji biznesu.

To prawda. Bardzo wiele spółek, które funkcjonują jest źle przygotowanych na śmierć jednego ze wspólników. My proponujemy każdej ze spółek przeprowadzenie stress-testu odporności na śmierć wspólnika. Robimy symulację, określając prawdopodobne scenariusze, co się może wydarzyć i czy spółka przetrwa na rynku, czy nie. Wyniki stress-testu umożliwiają podejmowanie świadomych decyzji, świadome planowanie spadkowe.

Wspominał Pan, że ustawa o zarządzie sukcesyjnym ma nową niespodziankę dla przedsiębiorców.

Od 1.1.2020 obowiązuje wyraźna zasada, że jeśli przedsiębiorca, powiedzmy mężczyzna, prowadzi działalność gospodarczą i umiera jego żona, z którą był we wspólności majątkowej małżeńskiej, to spadkobiercy mogą powołać tymczasowego przedstawiciela do współzarządzania tym przedsiębiorstwem. To może być szokujące doświadczenie dla właściciela firmy.

Ma Pan na koniec jakieś przesłanie dla przedsiębiorców?

Odradzam wykonywanie jakichkolwiek posunięć na podstawie ustawy o zarządzie sukcesyjnym bez konsultacji, bo potem jest już za późno na naszą pomoc. No ale przede wszystkim po co w ogóle liczyć na koło ratunkowe skoro można uniknąć wpadania do wzburzonej, lodowatej wody. Kluczem do bezpieczeństwa są spółki.